2010/05/05

now, who's happy?

pierwsze primo: czyżby jakaś odwilż na linii Wiśnia - Bracki? otóż Wiśnia z prawnym zapytaniem udała się bezpośrednio linią telefoniczną od razu do Brackiego, zamiast, jak to drzewiej bywało - do mnie, iżbym onego zapytała. hm. odparła mi ogólnikowo, że jest "ogólnie zakręcona". no. i tak ma być. i think.

Found at: - FilesTube

drugie primo: łuua! widziałam "Casablancę" w prawdziwym kinie! śmieszny, miły filmik, okropne garnitury, pan Bogart ma okropny głos, no i oczywiście jest brzydki (tu Bracki: "głupia jesteś!" a ja przecież wiem, o co chodzi. zmieniają się kanony piękna - patrz: okropne garnitury, no ale nie podoba mi się, no co ja mogę, że mi się nie podoba, i zresztą - jak może być inaczej, skorom wyrosła w czasach, gdy ww. kanon nieco już innym być może? i tutaj uprzedzę potencjalną ekspresję wredności komentatorskiej mojej siostruni - nie, nie podoba mi się pan Doherty). Bracki: - a płakałaś?
- nie, no co ty.
- głupia jesteś.
może i jestem, zamiast płakać, poczułam tylko radość, z okazji obejrzenia. that's the way we're gonna stay, so knock on wood!

trzecie primo: może powinnam się przerzucić na jakiegoś twitera - wiem, że jest coś takiego, i chyba służy do zaśmiecania świata natychmiast, gdy się czymś chce zaśmiecić. no, a ja tak ostatnio tyle papierków jak po gumie do żucia w głowie mam na raz, drobnostek nie bardzo użytecznych światowemu przyrostowi wiedzy, kultury, wspaniałości, mądrości, itd., a nic prawdziwego do powiedzenia, bo się boję myśleć.
stąd ogólnikowe pytanie, po co w ogóle pisać te śmieci? że nie da się samym Homerem, Akwinatą, Pascalem, Kantem, Rawlsem, Dworkinem, Walzerem, Kitowiczem/Chmielowskim(- ktoś ma? bo straszliwie drogie te tomiszcza na allegro:(), Wiśnią, Okruszyną czy tam kim jeszcze piśmiennym sensownie, żyć? a tam, nie da od razu!
jestem strasznie pop w tej ferajnie. zło. nie chcę myśleć, prawdopodobnie z powodu obaw, co może z tego wyniknąć, oraz, że to jest męczące; czyli wracamy do czarnych kowbojów. heheh, a tak się beztrosko zaczynało. bo taka Wiśnia na ten przykład, widać, że myśli, czasem nawet egzystencjalnie pojedzie po bandzie. a mi jest tak dobrze dryfować bez refleksji ostatnio (poza refleksjami, o której wstać, żeby zdążyć napić się porządnej kawy przed wyjściem na zajęcia, i czy na pewno muszę to (cokolwiek to jest) zrobić dziś lub czy na pewno muszę).

wiem, zło. jestem zła, zła, ja to wiem... problem mój niebezpieczny tkwi (też) w tym, że doprawdy lubię myśleć, że przecież świat się nie kończy na . . . (tu wstawić odpowiednie coś, na czym świat się nie kończy; everything is open, nothing is set to stone), i że zawsze jest jakieś wyjście, i że nie ma się co denerwować i tak umrzemy (i to, kurczę, każdy, nawet absolwent Harvardu, 45językowy poliglota, Paulina Pruska, Staniszkis, McCartney, a i biorę pod uwagę możliwość, że nawet Homer w końcu zginie - bo nie będzie miał go kto powtarzać), i że są w ogólniejszej perspektywie ważniejsze rzeczy niż mgr lub najbliższe kolokwium (ważniejsze chociaż nie koniecznie zależne ode mnie czy tam należące do moich obowiązków, ale kto by zwracał uwagę na takie szczegóły, nie. i znowu: ważniejsze? że jakie niby? ostatecznie przecież co się liczy, czy cokolwiek zostaje? dobra, tu koniec niewyczerpanej dygresji). śmiem twierdzić, a raczej mam nadzieję, że inaczej się patrzy, jak się staje odpowiedzialnym za jeszcze kogoś poza sobą, wyda na świat potomstwo jakieś, że jednak nie ma ważniejszych rzeczy niż upolować żarcie dla stadka ( choć w ogólniejszej perspektywie...). a teraz? ostatni i trwający semestr to jest jeden wielki półświadomy eksperyment, na jak wiele nicnierobienia mogę sobie pozwolić, jak bardzo "przegiąć pałę", kiedy w końcu pęknie struna, pacnę sadełkiem o dno i będzie płacz i zgrzytanie krzywych zębów (mówiłam, że kocham umiarkowanie krzywe zęby? uwielbiam! Bracki mówi: "każdy ma swoje perwersje. ale ja wcale nie chce słuchać o twoich! weź, nie mów mi tego!" ja też wcale nie chcę słuchać o jego...o jeju, cokolwiek to może być... ale o czym to ja...) hm...no więc...acha, że przeginam pałę w traceniu czasu i to jest straszne, i jak się ocknę, to będę powinna tego bardzo żałować. teoretycznie, bo generalnie dla higieny staram się nie żałować rzeczy nieodwracalnych. co też jest o tyle złe, że nie wynika ze zrobionego rachunku sumienia i wybaczeniu sobie błędów, wynika z powierzchownej higieny. zwyczajne go ahead, przed czym przestrzega Wiśnia.
ale się zrobiło nie twiterowo, co? idę, nie mam czasu! praca. seminarium. no. miła młoda człowiek idzie pracować mózgiem. czy czymś.

4 komentarze:

  1. Ja przepraszam, ale GDZIE TY POSIADASZ SADEŁKO?!?!?! Do pacania?
    Co do Brackiego. No miałam pilnego interesa to tak wyjszło. Co do perwersji Brackiego. Tak. Ile on ma tych krawatów? A ile mierzy Hektor, w krawatach licząc?

    OdpowiedzUsuń
  2. poczekaj, poczekaj, znajdę odpowiedzi na wszystkie pytania do jutra!

    OdpowiedzUsuń
  3. hm. czyżby nie udało mi się uniknąć ekspresji komentatorskiej wredności siostruni? :D do jutra jutra! muszę obliczyć przecież...

    OdpowiedzUsuń