2011/11/28

czy ja dziś widziałam pierwszy śnieg?

no i kurde co. miałam zacząć nowe życie dzisiaj, bo niby czemu nie, dzień dobry jak każdy inny, że w końcu wszystko będzie nowe i błyszczące, i błyskać i migać, no i na początku wszystko zgodnie z planem (którego tak do końca nie było), w granicach błędu się mieszczę, aż tu nagle, ot, zaczyna mi zimno chodzić po plecach (i po ustach), w oczach świeczki, w nosie apsiki kręcą, kłania mi się uszanowaniem czosneczek i teraflu. ech, ciężko mi na płucu (przecież nie przez fajki), więc se wzdycham, ale plan wykonywam. spać o północy najpóźniej. hyc! i do zobaczenia.

"-you're not going to be driven to drink, are you? stoic types like you often do when disappointed with life."

nie rozumiem, jak to wszystko się stało. skąd te wszystkie kłopoty? kiedy, jak, dlaczego?
przecież zawsze byłam grzeczna, i mało kłamałam.
niestety, chyba nie jest możliwe, żeby wszystko było spowodowane pustą skarbonką-świnią.
albo z tymi gostkami na przykład. jak to jest, że wokół same dupki, a tego jednego, co mam o nim pewność zupełną, że dupkiem nie jest, to nie mogę znieść? wtf?
zaczynają się chyba mosty za mną podpalać, a to raczej nie jest najlepszy pomysł, przynajmniej co do niektórych mostów.
i chyba pora przyszła, żeby zacząć działać w oparciu nie o to, że ludzie umierają, a o to, że żyją.
przynajmniej dopóki nie umrą.



so get up, sleepy-head, sleeping is giving in.