2010/03/30

turn on the bright lights finally, please.

po tych hm, dwóch tygodniach? kilkunastu dniach? no, jakimś czasie jako takiego funkcjonowania, przyszła chyba pora na wiosenną depresję. no bo bez przesady, ile można, żeby było ok. widać nie wystarcza czytanie wyładowywania frustracji w wykonaniu Kocicy, widać trzeba też coś samemu z siebie wyrzucić, a nie tylko lepić jakoś każdy dzień do przodu z mniej lub bardziej wymuszonym entuzjazmem. well.

tak jak przeczuwałam w zeszłym roku, przed przeprowadzką, nie służy mi mieszkanie na zadupiu, a raczej: nie służy mi mieszkanie samej. no bo nie oszukujmy się: z Brackim mieszka się w dechę (choć ostatnio jest nieznośny z powodu skokowej mutacji z wyrobnika w przedsiębiorcę, wręcz biznesmena i człowieka sukcesu - bo ma mobilny internet, m.in.), ale czy wzloty czy upadki na tej linii, to to nie jest współ-lokator (pomijam techniczny szczegół, że to ja jestem u niego gościem. wdzięcznam! acz nie w tym rzecz). niby się nie socjalizuję jak biały człowiek, ale jednak nie potrafię normalnie działać bez pewnej luźnej otoczki, trochę jako kontroli, trochę szablonu, trochę stelażu, trochę niewiemco. także powinnam mieszkać z kimś w pokoju, z dziewczęciem jakimś. tęsk tutaj to eŁeŁ wstawiam. człowiek zwierzę stadne. człowiek żeński też.

także dopadła mnie ogólna wiosenna wtopnia, ble ble ble, wrrr. i już nie ma, że jak słońce, to baterie doładowane i się robi. nie robi się. może to to zabobonne przesilenie.
i jeszcze te Święta idą. zapomniałam trochę. z powodu dezaktywacji modułu. muszę przybrać jakiegoś lepszego Ducha na siebie, bo będzie niemiło. well.

także podsumowując tęskno mi za normalnością moją. co się ze mną dzieje wogle? może to po prostu starość jest...niby nie mam 25 jeszcze, ale...
wracam nawet do - surprise sometimes will come around, when you're down - pretensjonalnych smętów sprzed....hm...pięciu lat, łał. zobaczymy jak długo będzie aż tak źle, heheheh.

2010/03/28

za-kurzona

tak sobie pomyślałam, czy się moje wiosenne odkrycie w postaci Kłębków Kurzu, znalezionych w zaciszu pokoju, nie spodoba mojej siostrze. powinno przynajmniej na rzut oka, z nazwy, z racji napadowego zachowywania onych w hodowli mieszkaniowej. nie wiem jak będzie z uchem. ale oto prezentuję, jako że podbili mnie swoim rokendrolowym klasycyzmem. mam nadzieję ich gdzieś na żywo złapać, żebym nie przegapiła tylko stosownych ogłoszeń.

i to tyle na dziś z przebogatego w perełki majspejsa.

in sweet disposition i'm disconnected from my mystery zone, waiting for the sea change

"osoby farsy:
L., Lemur - samiec, jak zawsze w błyskotliwym płaszczyku absurdalnego żartu, inspirowanego szeroko pojętą kulturą, niekoniecznie osobistą, który to płaszczyk skrywa różne mroki i smuty;
B., Blondi - samica, w rozdrażnionym letargu, małomówna, zawieszona, z mrokami i smutami czasem prześwitującymi spod podobnie skrojonego płaszczyka wycofania i ironii;

*
L.: co ci jest prosiaczku?
B.: nie jestem prosiaczkiem, ja - prosiaczek?
L.: no! wyglądasz jak prosiaczek! ale taki dobry prosiaczek. bo są też złe! i są też świnie!
B.: to jak urosnę to będę świnią...
L.: być może, być może...

**
L.: może trochę seksu?
B.: na co?
L.: na krakowski spleen!"

~~

jak świeci słońce, to się wydaje, że wszystko się zrobi, co jest do zrobienia, że się uda. będę trzymać w sercu tą/tę impresję:)
póki co, gardło po przerwie dalej poddaje się obrzydłemu określeniu, które słyszę co i rusz, zabobon pt. "wiosenne przesilenie", wtóruje gardłu nos, sprawiając, że żaden fundusz reprezentacyjny fizyczności mojej osoby nie pomógłby wyjść z domu w przyzwoitym stanie. well, lubię swój zachrypnięty głos, ale musi boleć od razu? ale w sumie, fajnie, synchronicznie z sąsiednią prowincją niedomagam:)

eksploruję muzycznie majspejsa troszeczkę, a troszeczkę za przyczyną głosowania na lp3 odsłuchuję na yt, co do wyboru w całościach, docieram przy tym różnymi zawijasami do miłych brzdąkań i śpiewów. a! a propos lp3. nie jestem taką znowu zupełnie cotygodniową słuchaczką, ale pozwolę sobie powiedzieć, że nie kręci mnie jakoś bardzo powrót Niedźwiedzia. jak dla mnie, mógłby zostać sam Pan Baron von Baron. ale mniejsza. więc, z cyklu piosenek szpiegów: disconnected, której autorzy studiowali na tym samym uniwerku, co mgmt:) z cyklu miłego, młodego głosu chłopięcego:

z cyklu szpiegów i animowanej plastyki, nad którą ludzie się nieźle namęczyli, a ja uwielbiam na ich dzieło patrzeć:


z cyklu klasyków alternatywy i miłego, dojrzałego głosu męskiego - spoon.
na lp3 można głosować na wszystko poza the temper trap.

co do majspejsa, to może jeszcze coś wrzucę dzisiaj.

2010/03/25

everything will flow

tu jest uśmiech dla mojej siostry.

obraz celem rozproszenia myśli, nie słuchu, myśli złych w myśli nieistotne zaciekawione, co to ludzie robią, jak się nudzą. czego siostra pewnie i tak nie doświadczy, bo ją - znudzi. niechże więc zagra przynajmniej.

~~część nielojalna

tu będę nielojalna, ponieważ sama doznałam gorączki, nie jak Junior, ale na wieść o tym, iż wspomniany parę dni temu mój absolutnie z gatunku "hirołs of might and magic in music" MEW zagra na Offie. wobec czego chyba jednak zakupię bilet, pożyczę namiot, śpiwór już mam swój, i wrócę z praktyk odpowiednio. o ile na nie w ogóle pojadę, bo tutaj pewne perturbacje w temacie. jakby co, to mają grać w sobotę, więc nie aż wszystko stracone, bo się w sobotę nie pracuje przecież. i think...

czekam na Modliszkę, co się miała zjawić tydzień temu. zjawia się dziś. nocnym, po pracy. cyrk, nie.

a! wczoraj doznałam przyjemności muzycznej na żywo, z recenzją nawet na ogólnokrajowym (co nie zmienia faktu, że szmatławym) portalu; nie wiem, czy uzupełnię relację, ponieważ nie mam czasu, a relacja obca jest, więc powiem tylko, że no kids było trochę nudne, a klimatyczne tylko ciut, ale chain and the gang są moimi pupilkami odtąd, ale na żywo only, majspejs ich mnie nie zachęcał, a tam w podziemiu taka niespodziewanka. no, nie wklejam nic, bo wszystko jest do obczajki na ichnich majspejsach. czadzior!

ćmi głowa mię, więc mgstrze pigularzu proszek proszę...

well, this too shall pass, my dears, wszystkie gorączki i smuty, i nawet cała trawa...

2010/03/22

out of belles lettres

jestem dziś smutna fizycznie z powodu zmęczenia. zaliczyłam kolosa, ale myślę, że gdybym zorganizowała sobie pracę wczoraj, mogłabym się po prostu wyspać, zaliczając kolosa i tak, zamiast teraz zdychać.
nic się nie dzieje przypadkowo...w dzień wody skończyłam czytać "Pożegnanie z Afryką"; na tym kończy się moja przygoda z papierem pięknym ( na półce czeka Dehnel już), bo może być źle z moim tytułem prawie naukowym, jeśli nie wezmę do rąk papierów na temat ( też czekają na półce, już od jesieni. czyli że dłużej niż Dehnel. to chyba mają i tak pierwszeństwo.) ...
idę zmyć dzień. dobranoc się.


ps.

nie dane mi było znalezienie sensowniejszej formy.

2010/03/21

kids

autorem tego nie jest wcale zespół MGMT, jak można by się spodziewać, a jakiś nie związany ktoś. jest ten klip lepszy od klipu, który w późniejszym czasie wypuścił z siebie zespół.
za uznaniem uroczych muzykujących ćpunków dla tego dziełka poszło zaproszenie dla dziewczyny i chłopaka do udziału w oficjalnym klipie do "electric feel".

MGMT "​Congratulations​"​ - First Listen, UP NOW! — blog użytkownika MGMT w MySpace: |

MGMT "​Congratulations​"​ - First Listen, UP NOW! — blog użytkownika MGMT w MySpace: |

well, jak widać, nie śpię jeszcze, a oto dlaczego^.

2010/03/20

ciut a propos panelu, ciut a propos latawców;)

zapomniałam jeszcze, że te latawce odbyły się w związku z całkiem przyjemnym wczesnowiosennym spacerem poobiednim (chinol z obowiązkową najulubieńszą zupą ostro-kwaśną, na kredyt u chłopca of korz, bo stałam się bezgroszówką, aż do połowy kwietnia, smut:( ), prowadządzym się przez jordana do błoń i przystanku. no i na tych błoniach wiało bardziej niż gdzie indziej, ogromne latawce wyglądające jak małe paralotnie szarpały tam ludzikami postawionymi na szarej, brzydkiej trawie. chciałam Ci pokazać, Wiśnia, no ale zdj zniknęły tajemniczo.
nabędę latawiec pewnego dnia i zamiast pisać mgr będę pomykała po okolicznych pastwiskach dla psów ze sznurkiem i dziwadłem powietrznym na jego końcu. a może wtedy już będę po mgr.
skąd się wzięły latawce? (the answer is blowing in the wind :D)

panel


Kowboje vel. szarżujące myśli. hm, well. Bracki zapytany: "nie pamiętam co twierdziłem, choć na pewno było to mądre i słuszne." mniej więcej, że św. Paweł się przez całe życie zmagał z czarnym kowbojem, że "oścień" dla ciała jakowyś był. w świetle właśnie płyty całokształtu pasuje mi to, i na tej kanwie może być zaczepiona pocieszająca wspólnota między nami a przeszłymi być może, takimi świętymi np.
jednakże: czarne kowboje to są nieodkryte, nie poświadomione jeszcze drzazgi z przeszłości dawnej, z poprzednich domków na prerii, na krainie dzieciństwa mlekiem i miodem, stojących, niewyprostowane krzywości, tudzież myśli o; postanawia się nie mrużyć oka w pewnym momencie, tzn. przestać przeganiać, oko otworzyć i przyjąć, że coś jest na rzeczy, a nawet, że może to być ochrypłe, czarne, ponure, wrogie, niszczące, trzymające jak wnyki; żeby wyjść na prostą i pozbyć się tych nie do końca znanych ciężarów, trzeba wysłuchać - dowiedzieć się, przegadać, poznać - skąd są i dlaczego są straszne i ponure.

najpierw należą do wroga w środku, tego, co nie sprzątnął jeszcze wnyków, potem należą już "do mnie", są oswojone, znane, niegroźne faktycznie, nawet jeśli dalej potrafią rykoszetem nastrój poszatkować, bo się pamięta, że już nie są niczym obcym. więc to jest piosenka z poczekalni do psychologa, gdzie mnie wysyłają rodzeństwo wredne oraz inni nie spokrewnieni, to jest piosenka, gdzie podmiotem lirycznym powinna być Blondi.

uhu, aha!


UHU AHA! czy to jest cywilizowane, żeby nawet podwójny saport grał 1,5h? nie wiem. grali b.fajnie, ale nazwę znam tylko pierwszego, bo pojawiła się na bilecie ^, drudzy się oczywiście przedstawiali, ale jak się nie zna wypowiadanych słów wcześniej, to są one nie do zrozumienia przez te mikrofony. nie wiem, jakim sposobem, ale albo Lao jest technicznie/sprzętowo/ustawieniowo (nie znam się) uprzywilejowane albo potrafią do mikro mówić. był czad, nowe aranże Cieślaka i Hydro, poza tym, dużo bardziej transowo, cudownie; dodali wizualizacje, ale nie jakieś porywające - z powodu (małych) rozmiarów ściany za sceną, jak mniemam. wyszłam po 3 kawałku z tłumu celem ratowania się przed połamaniem nóg. zastanawiam się, czy to jakieś takie współczesne substytucje rzymskich orgii, te koncerty, gdzie wszyscy skaczą od czapy, obijają się od siebie i spływają m.in. cudzym potem? cudownie, cudownie, głośno, Denat "jest nie do podrobienia" (Lemur), Spięty miał koszulkę z czarnym kotem(!), ale szczegółów zobaczyć nie mogłam przez wzgląd na swoje niecałe metr 60 oraz okoliczność bezmózgowia tworów dwumetrowych stojących pod sceną. znajomych spotkałam, poza Lemurem, który był przewidziany. nie rozumiem tylko, czemuż Lao nie wyszyli na drugiego bisa, staliśmy wszyscy murem, dając wyraz naszym życzeniom, ale niestety wyszła tylko ekipa sprzętna. ile jeszcze razy będę chciała bez zastanowienia pójść na ich koncert?
nie jestem nową płytą zachwycona. źle, wróć. nie rozumiem Spiętego w większości na onej. muzycznie mnie nie bodzie, chociaż wymaga pewnej elastyczności:) Gospel jest doskonała. AC/DC - chyba nie... chociaż ma swoje doskonałe fragmenty. Historia stworzenia świata, Mgr Pigularz, Czas, Tramwaj, Sam O'tnosc - tekstowo, bo muzycznie jeszcze nie dorosłam (nudzi), Zima. zapewne muszę więcej razy posłuchać, więcej zrozumiem. jak nie zrozumiem i wtedy, to napiszę i Wiśnia mi będzie tłumaczyć. Bracki powiedział - za bardzo wprost elektroniczna.

~~

bolą mnie płuca, różnorodne, za przeproszeniem, płyny, wydostają się ze mnie okiem i nosem, tj. siąpię, dziwną sposobą zdjęcia, które skopiowałam do folderu, a potem skasowałam z tel, skoro skopiowane, nie znalazły się w folderze, do którego skopiowane zostały. nigdzie ich nie ma. co mam zrobić? z tym ostatnim kłopotem, rzecz jasna. latawce tam były, co chciałam Wiśni pokazać. z błoni krkskich. no i klops.

tak, czuję się szaro, zwyczajnie, przeciętnie, kowalsko, skoro z nastaniem marcowo-wiosennej pogody popadam w przeziębienie. to takie nudne. jak mam stać się porywającą osobowością w stylu fatal z papierosem, uwodzącą młodszych chłopców i piękne dziewczyny (przypominające Laurę Hollins, acz od niej wytrawniejsze), skoro podlegam takiej przyziemnej nudzie, no jak?

2010/03/18

o trzeźwość umysłu autoapel, melancholijnie jednak rozżalony za stanem upojenia

wcale nie koniecznie alkoholowego.

~~

"net rzępi." (Lemur)

nic dodać, nic ująć, nasz net też rzępi. nienawidzę go.

"gotówka od ręki, makulatura w cenie!" (Pan Ulotkarz)
nie zbieram makulatury na ulicach; prowadzę opentańczą segregację tylko w domu. nienawidzę ulotek.

chyba jestem dziś hejterką:)

~~

ogólnie dziwnie drżę na ciele, napchawszy się makaronem osłabiłam efekt, ale wbrew oczekiwaniom, nie zniosłam go zupełnie...well, meliska się parzy.
w tym tyg drugi już raz wybrałam się na wykład, którego nie było, a co gorsza, w obu przypadkach miałam w kajeciku napisane, że nie będzie! jestem jak Alex Turner w czasie wywiadów - nieskoncentrowana:( daremna wycieczka do szkółki przyniosła jednak niespodziankę w postaci dwóch zdań zamienionych z Dohertym, i to w pełni gramtycznie i językowo poprawnych. chyba:)
dziś być może wpadnie Modliszka A., z flaszką, jak się wyraziła. ale to się jeszcze okaże, czy da radę. jak da radę, to zostaje do rana:) jak nie da rady, to co, będę się uczyć chyba, nie?

2010/03/16

there's a reason i don't win, i don't know how to begin

jutro, jak widać, jest pojęciem cokolwiek rozciągliwym; pomyślane dosłownie może w międzyczasie przeinaczyć się w "jutro" ogólne.

~~

"- e? - zapytała Blondie.
"- no będę dziś późno bardzo...(...)" - odparł bracki.
ale się rozumiemy, co?

~~

jestem oto szczęśliwą dziewczyną chłopca. to jest, tak mam się zachowywać. to się chyba nazywa zaklinanie rzeczywistości. przecież nie wzięło się to znikąd, że bywają kobiety wiedźmami. tutaj pewnie Wiśnia coś burknie, czemu nie przeczytałam jeszcze książek od niej. bo nie mam czasu, bo czytam po raz drugi Władcę Pierścieni oraz Blixen po raz pierwszy. oraz niedługo zaczynam mgr. przecież.
rozmowa więc przy pysznej kawie z różą i maliną (ja), i czekoladzie (on) (ale siara, nie? nie pije kawy) skończyła się brakiem rozstrzygnięcia w postaci postanowienia kontynuacji stanu obecnego z poprawkami do ustawy: że mam się zachowywać odpowiednio mile i czule, okazywać oraz przestać być zołzą, o którą już nikt się nie chce starać, a powrócić do stanu wcześniejszego, kiedy to byłam dziewicą godną wyrzeczeń wszelkich oraz polerowania zbroi na każde spotkanie (które swoją drogą były niewysłowienie częstsze niż teraz - ale jak mówię, Blixen, Tolkien, cośtam cośtam, nie mam czasu). well. (nucę : "i'm a cynical cunt and i'm much too lazy to change")
Found at: FilesTube

może rzeczywiście się zastanowię nad depresją, bo skoro do mnie ta uwaga, iż być może się powinnam zastanowić, czy aby mnie to nie dotyczy, dociera z ust dziecięcia psychologów, to chyba coś jest na rzeczy. i tak oto kpiną leczę się z owej depresji:)

~~

gdyby nie to, że wisi nade mną decyzja o praktykach, wyborze promotora do inż., rozpoczęcie mgr, ponure myśli o nieszczęśliwości przeróżnych człowieków wokół, czułabym się zupełnie dobrze. a tak, czuję się dobrze wyłącznie, gdy nie pamiętam o powyższych.

odnosząc się ciut do Wiśniowej rozgoryczonej asertywności, softly dividing what they see in your face from what you feel like inside. moja ulubiona r'n'o, co tłumaczę: rockoperowa:) grupa hałasująca zza miedzy, no, czy tam z Danii. ale tylko ciut, reszta dla mnie. czemu Wiśnia nie pozwoli zadzwonić:(
Found at: FilesTube

2010/03/14

bez zmian

póki co, właściwie bez zmian, choć po rozmowie.
dalej będę przemyśliwać.



2010/03/13

blondie is here now, phew, for a minute there, she lost herself



oto się odnalazłam. chronologicznie odwrotnie: z koncertu Myslo. nius: 7 kwietnia wchodzą do studia nową płytę nagrywać. ooo...Rojek jest dziki, ależ go rozrywa energia. aż nawet padł na glebę na początku samym:) ładnie, głośno, światła grały po oczach, dzicy fani zaśpiewali całą...chyba to była "długość..."...ale głowy nie daję, bo jakoś krążyłam ponad tym i teraz nie odpomnę no i nie jestem ekspertem w "nowym" Myslo. a propos koncertów. kultura jednakowoż tańca (łot? hm) w Polsce kuleje - można rozumieć dosłownie. ja sama bujam się zaledwie, ale przynajmniej do rytmu, ludzie, do rytmu.

wcześniej, wróciłam po wielokroć z uczelnianych zajęć oraz z wpadania korytarzowego między onymi na nowy obiekt zawieszania oczu na. typowy dla Blondie: młodszy, rozczochrany, słodki uśmiech, no i nie poznany - ale let it be, words of wisdom. let it be (nie poznany), ponieważ usłyszałam, iż "weszedł"...ale z drugiej strony, każdy się może przejęzyczyć (tudzież inne błędy popełnić - patrz akapit niżej), a może to na mój widok mu stanął mózg i zaniemógł gramatycznie? taa... romans wisi w powietrzu, ale wypadało by zakończyć poprzedni. i wyższy odpowiednio w stosunku do Blondie. On, znaczy się. Wiśnia, dzięki pewnej niewątpliwie zalecie tzw. społecznościowego portalu mogła była orzec: ładniutki taki, oraz: no tylko mu gitarę przyczepić, słowo daję, a ma akcent? - że niby dostrzegła podobieństwo do niedoszłego idola, pana D., którego pieśń rzewna przywołana zostanie ciut później dziś. ależ to się wszystko łączy i przeplata...

wcześniej, z parapetówki, co mną wstrząsnęła z powodu zmieszania. NIE MIESZA SIĘ McDreamy z winem i wiśniówką - z całym szacunem dla Wiśni, ale nie.

w różnych międzyczasach wracałam także ze spotkań zaległych z różnymi Modliszkami. dobre. i z przyobiecaniem powtórek. jedna Modliszka mi została na przyszły tydzień, to też będzie fun:)!

wcześniej, z Wro. nie padł rekord filmowy. ale to nic, nic, wszyscy się starzeją, a nawet niektóre żyjątka starzeją się kategorycznie, czasem w paszczach innych żyjątek. na początku, troszkę się śmiałam z sytuacji, a także powtarzałam "a nie mówiłam?"(jeju, może wykrakałam?), nie przepadałam za Małym Gryzoniem; ale potem, przysięgam, "poważna jak Hektor na polowaniu" (Wiśnia, all rights reserved), wzruszyłam się i było mi smutno. a Wro znów za jakiś miesiąc, jak plotka niesie oraz wróble świerkają marom patagońskim. czy coś. także powtórka z pięknych wakacji wkrótce, jeśli operujemy perspektywą czasową właściwą dla wiśnio - blond widzeń.

a jeśli się rozchodzi o to, że już nie słyszę muzyki od jakiegoś czasu, to zostaliśmy umówieni przez siebie na jutro, tj. dziś, tylko za dnia, na rozmowę poważną, bo to okrutne nie mówić tak długo, co w środku piszczy. zaczęłam się podejrzewać, że brak jakichś większych emocji na temat u mnie jest oznaką jakiejś niezidentyfikowanej choroby. duszy, a może nawet i ciała. (A! na Myslo dziewczę jakieś miało koszulkę z napisem "cure my heart doctor house", padłam z rozpuku:D; została ona moją mentalną psiapsiółką, nosicielka koszulki.) do rzeczy. tak to postrzegam: zapadłam na swoiste uwstecznienie, chyba emocjonalne, cofkę rozwojową, poprzednie stadium, niektóre (jakieś....) zwierzęta tak potrafią czynić, ale one chyba mają jakiś cel, przetrwanie, czy coś takiego. baardzo ewidentnie odwracam się od ciężkiego tematu przemyśleń o, znowu czekam, aż się samo zrobi. mam nadzieję, że błędnie wyobrażam sobie sytuację jako alternatywę dobro - zło szeroko pojęte i o nieprzewidywalnych konsekwencjach; tylko nawet, jeśli alternatywa jest prawdziwa, to jak można wybrać opcję pierwszą, kiedy tej muzyki NO LONGER! i nie wie się, jak ją znowu usłyszeć. można tak z chcenia? tak to widzę teraz, bo nie biorę pod uwagę, że być może opcja pierwsza nie wyczerpuje się dla mnie na tym jednym człowieku, jest to przecież możliwe. a po konsultacji z prywatnym doktorem Housem, okazało się, że myślimy podobnie o mnie - że może przerwa na kolegowanie się byłaby dla mnie dobra, jeśli celem miałoby być przywrócenie słuchu. momentami mam wrażenie, że sama sobą manipuluję tak, to znów na opak. czy nie może być prosto: tak albo nie? na razie jestem na nie. ale to nie znaczy, w żaden sposób, że nie mogę z czasem dojrzeć do tak, no nie? no nie? no. od kiedy skacze mi świadomie i słownie po neuronach faktyczna, nieodległa możliwość zakończenia obecnego związku, czuję się jakby lepiej, wolniej, śmielej; znak, że czas na zmiany, prawda? łatwiej uciąć, zamiast rozplątywać i zaplatać na nowo, to, co nie pasowało. jeszcze trzeba by się dowiedzieć, co nie pasowało. a jak to u Blondie, brak chęci się dowiadywania. tylko go ahead, zostawić za sobą. także się ja chyba zepsułam po prostu.
Lemur pyta: dzieci nie macie, to o co się męczyć? Well...póki nie wiem o co, to chyba z tego "męczenia" nic nie wyjdzie, muszą mi te klapki z oczu spaść. dobra, zaczęłam się stresować, jak przed egzaminem ustnym, więc nic mi w głowie nie gra. gra wokół głowy to:
Found at: FilesTube

może nie tak zupełnie od czapy.

~~
wielkie zaległości w odnoszeniu się do Wiśni zostaną nadrobione. a jak nie zostaną, to znaczy, że mam gigantycznego kolosa w poniedziałek, bloody monday...

2010/03/05

bez tytułu

ciopąg. nie lubię ciopągowego powietrza - o ile to jest powietrze. zastanawiam się też, jak duży wpływ mają podróże ciopągami na podniesienie odporności na wszystko. w trakcie, między snem na dłoni, radiem, gapieniem, telefonowaniem i książką (4,5h - ze wszystkim się zdąży), ulubione moje cytatowe przegadywanki z Lemurem w wersji pisanej. Lemur: "...w kleszczach milczenia pociągiem jedź", Blond: "z radiem na uszach i wartości swej w pełni świadoma...". świadoma wartości? swej. ta...
tak więc jestem dziś młoda, jechałam pociągiem czytając książkę. baronową Blixen ogłaszam blogerką poprzedniego stulecia. brnę przez tą (tę?) historię, która przecież musi być jedną historią, chociaż złożona jest z niezliczonej ilości historii i historyjek; ciężko się brnie, zawile, ale im dalej, tym łatwiej. oczywiście Msabu wygląda jak Karen Streep, o, przepraszam, Meryl Streep. chcę wszystko znać już teraz, i jednocześnie móc poznawać te historie wciąż przez długie miesiące jeszcze...za krótka ta książka będzie...nie baczę na to, że z punktu widzenia obowiązków służbowych jest za długa już teraz:) w maratonie znajduje się jasna rzecz film na podstawie:) może jeszcze dziś? hm.

a. zapomniałabym. przyszłam i doznałam szoku. niespodzianka mnie przerosła. zatkała. trochę też wzruszyła, ale ostatnio łatwiej jakoś mnie wzruszyć, więc nie wiem, czy to liczyć. jestem też starą ciotką - starą panną: "dobry piesek, noo, biedna psssina, no nie bój się, chodź tu, noo, biedny piesek, dobry" - nie mogę siebie słuchać, ale wzywany może najwidoczniej i przyłazi pokurczony cały, biduś z bidula. nie mniej, zdania nie zmienię - zoo. czy Wiśnia dąży do zgromadzenia kolekcji gatunków tu? ma już Latorośl, Królewnę i Juniora, Fifkę, Kajtka, Gryzonia i Nowego - co daje siedem. siedem! a to nie, znaczy, że na tym koniec, bo przecież dolicza się do trzech albo do siedmiu:) uf! swoją drogą, ma Wiśnia, czasem wespół ze swoją szajką, tendencję do tego typu niespodzianek oraz niebywałą zdolność do długotrwałego ich ukrywania przede mua. Fifka też pochodzi z niespodzianki, ale mi wtedy krwi napsuła, złościłam się aż do łez! a teraz ledwo to pamiętam... dobrze jest prowadzić pamiętniczek może, skoroszyt przypomnień , przeszłości wyrywki... sentymenalnie, well, koniec dygresji:)
no, ale skoro jest żyjątek do siedmiu, to już chyba nic bardziej zaskakującego mnie nie spotka. nie?

~~
nie mogę się doczekać porannej kawy (bo wróciłam do kawy).
wróć.
już czekam na poranną kawę (bo wróciłam do kawy), przy okrągłym stole w kolorowej kuchni.
lubię takie czekanie :)


tą myślą się wyciszam, i oficjalnie zamykam przy akompaniamencie nocnej piosenki, chociaż nie wiem, na jak długo!

BLONDIE IS HERE, SO WE'RE CLOSED.


2010/03/03


manewrowanie zdjęciami tutaj jest kłopotliwe i oparte o jakieś nie odkryte przeze mnie jeszcze zasady...po kolei: od frontu, od zachodu, od tyłu, a w zbliżu jarzębina z malwami i astrami chińskimi (nie angielskie ani nowobelgijskie krzory!), pod jabłonką ławeczka może na letnie śniadanie, świerczki z wrzosami z dalszym planem zapełnionym kolumnowymi drzewkami, kryjącymi warzywnik (miejsce na).

~~
lao się wysłuchało i nie wydaję z siebie komentarza jeszcze, co nagle to po ptokach. podpisuję się pod Wiśnią, że poeta, wielkim on słowa'ckim jest.

~~
misiu był momentami czynny newsowo, ale nic na temat idealizmu nie powie, gdyż ponieważ się zgadza. a jak to Rzymianie mawiali....czy coś.

dobra, mykam. przyjdę znów.


o...belly of the beast...


czy Wiśnia to widziała? produkt 2w1, ale zdaje się, że mimo to pierwsza klasa:)

jestem małomówna.
(bardzo widać, jak mi się nie chce komentować czegokolwiek?)