2010/04/30

rzutem na taśmę wybywam na pół weekendu w niemal ostępy przestrzeni i czasu, niemal, bo pociąg przejeżdża tamtędy. rodzeństwo znika więc ze sceny, Wiśnia odstawia bohemę z ekipą i Okruszyną, Bracki gdzieś na końcu świata, nawet nie wiem gdzie. góry znaczy, jak zawsze.

~~
detoks, cisza, spokój. muzyka - tylko ptaki.

2010/04/27

karmazynowy wieczór, miętowa mgła i rozwiązanie konkursu

oczywiście mam skłonność do nepotyzmu, ale jednak Okruszyna wygrała! zapraszam do krk po odbiór nagrody:) proponuję się zabrać kiedyś z Wiśnią, wziąć urlop z home office, dzieci pod pachę i wycieczkę na Wafel jeszcze przy okazji można uczynić:) między kawami.

czytam, a w Radio:
Found at: FilesTube - Megaupload search


~~
nie wiem, czy kołwerowi chłopcy z dwunastu księżyców jeżdżą intensywnie po Pl, ale polecam skorzystać z okazji, jeśli się pojawi, nawet, jeśli się nie lubi oryginałów, czy to, że za głośno, czy to, że w ogóle o co chodzi. nie należy siadać przy głośnikach zwyczajnie (blondi sobie przypomniała, że się tak nie robi...) i należy się cieszyć tą maestrią dźwięków. serio serio. podobno nie ma szans na spotkanie w Europie King Crimson, bo już nie przyjeżdżają, bo podobno publiczność przeszkadza, robi zdjęcia (no i oni są już starzy;)), tylko do Pl mają sentyment, ale znów w Pl nie ma dobrego miejsca do grania; tym bardziej więc polecam ten projekt, choć nie może być doskonały, to i tak "łał"!

2010/04/24

zagadka

co to jest?
























i co to jest?














stąd

konkurs audiotele, zostaw odp w komentarzach, do wygrania kawa "Malina i Róża" w Pożegnaniu, ze mną!
:)
w następnym odcinku zamieszczę (p)odpowiedź.

2010/04/23

zdziwionam

ktoś mi ostatnio powiedział, że każdy gra na gitarze. no i kurczę, jakby miał rację. oto się okazało, że dwie spośród moich Modliszek, obie na A, grały/grają na gitarze, jakiejtambądź. w tym jedna nawet grała w jakimś bendzie. hm. każdym jest/będzie także syn Jacka Pałki, państwo pamięta blog o Bazylku? no czyli każdy, wszyscy. a u mnie oto czarny pożyczony instrument leży/stoi i nie pamiętam, gdzie jest kostka (czyli piórko, nie wiem, czemu to zawsze była kostka dla mnie).
wszyscy także i każdy słuchają muzyki i piszą o muzyce. jestem zdziwiona. a jak się u nas płyty sprzedają, bo nie mam orientacji? dobra, nie będę udawać, że mnie to jakoś szczególnie obchodzi. mi też raczej wystarcza niewygodny ms i ludowy (też często ludyczny) yt i Radio. no i ostatnio jakoś bardziej doceniam muzykę na żywo. ale o tym zaraz za chwilę, bo jeszcze tylko chciałam, że ciężko jest być muzykiem (nie gwiazdą/produktem masowej konsumpcji) chyba, tzn. wyżyć z tego. wcale nie wiem, jak to jest z tą wiarygodnością głodnego artysty. jak się zbyt długo jest głodnym, to się chyba kopie w kalendarz.
więc: na żywo. tak sobie pomyślałam, że muzyka z płyty jest jak roślinka ze szkła. idealnie wypieszczona, sterylna, zawsze taka sama. w uproszczeniu. no ale. a na żywo ( in vivo;) ) - tyle się może wydarzyć - z roślinką i muzyką. reakcja moja taka na krzyż: fascynuje mnie, jak się okazało, ta cała technologia tworzenia w szkle, zadziwia, cieszy, itd., chwilowo bardziej niż obserwowanie, jak kwitną klony same z siebie i wypuszczają liście modrzewie też same z siebie i kwiatki różne pospolite kwitną same wszędzie - takie obserwacje prowadzą do nieco ogólniejszych metafizycznych zdziwień o życiu - co zacz; no, więc tak jak mnie zajmuje ta tzw. biotechnologia i kultury in vitro teraz, tak jestem dziko ciekawa grania in vivo, bardziej niż z płyt, i łaknę wprost. i tak mi żal, bo tyle się dzieje, a nie da się ze wszystkiego skorzystać.
a propos. udało mi się chłopca wyciągnąć na przyjszły poniedziałek na koncert. zgodził się w tej minucie samej, w której wypowiedziałam zaklęcie ("pewnie nie byłbyś zainteresowany..."), ale nie mam złudzeń - nie kwestia to zaklęć, tylko otóż tego, że będzie grane King Crimson. gdyby to było cokolwiek innego, nie poszedłby ze mną, bo "nie wychodzą nam wspólne wyjścia", cokolwiek ma to oznaczać. próbuję sobie wyobrazić nasze wspólne życie, tfu tfu. ja - praca, daj Panie B. mię ciekawiąca, dom, Koledzy (np. Lemur), Modliszki, koncercik, kino, książka. on - praca, konferencje, książki, uczone dyskusje z jeszcze mądrzejszymi niż on, dom. w którymś momencie jeszcze jakieś pokrzyżowane z nas stworki, ale to raczej do mojego koszyka pójdzie. OMG. czemu, skoro chcę, nie wyjadę w świat, by oglądać i chłonąć, (try it out, see how it feels, explore all the gifts around, the beauty and the ugly parts. z naciskiem na beauty oczywiście), co mnie tu trzyma? tylko czy aby na pewno chcę...
a wyobrażacie sobie świat bez sieciuni? nie można było by zobaczyć tego całego świata i np. Grenlandii ot, tak.

2010/04/21

Wyspiański...

Found at: FilesTube - Megaupload search

tyle bym napisała, ale nie mam czasu.

oto przywiozłam sobie kawałek ogródka:) zobaczymy, jak długo wytrzymają te okazy z zahartowanych, nie wiadomo ilu letnich cebul.

państwo wie, że nowe odmiany Tulipa sp. raczej nie otwierają okwiatów, mówiąc fachowo, a zamierają zamknięte? raczej. państwo sobie kupi takiego w kwiaciarni i zaeksperymentuje.

branoc!


ps. dlaczego kojarzy mi się to zdjęcie z malarzem, akurat tym?

2010/04/18

historie kuchenne

piątek pod wezwaniem tandemu Lemur&Łysy Pies.

"myślałem, że jak coś jest robione dla kauflandu i jest napisane 0,7, to to będą 2 litry."
(Lemur, gdy nam się kończyło zaopatrzenie.)

"ty- miła? jesteś miła jak narkotyki, na początku fajnie, ale potem dead, warzywo. a ja wiem, co mówię."
(Łysy Pies na "przecież jestem miła!". oczywiście nijak się ma ten opis do mnie, Pies po prostu jest mówcą, w końcu filolog; nie zawsze musi mieć rację.)

najlepsze miejsce spotkań towarzyskich - kuchnia. kuchnie rządzą.

~~
"what would i want?sky" ktoś interpretował jako dziełko powiązane w ten czy inny sposób z narkotykami. well, powiem tylko, że sprawdza się kategorycznie perfekcyjnie na dżinowej fazie. łał.

~~
"lepiej by było, jakbyś sobie już poszła, bo mam ochotę cię przytulić." (Lemur, obrońca platonicznej miłości)

no to poszłam.

how can they be tired of england?/pick up the phone!

nie będzie angielskiej pogody, angielskich śniadań, angielskiej herbaty (kawy?), angielskiego humoru, angielskich pożal się B. truskawek czy tam whatever, angielskiej harówki, angielskiej mamony, bo nikt nie chciał tak naprawdę pojechać (how can they be tired of england?). powrotu przez Paryż wprost niemal na Off też nie będzie. praktyki po polsku będą. tyle dobrego z tego, że będę w domu przez co najmniej miesiąc. ale jednak zaproszenie niewykorzystane. schade!


chyba bardziej mnie dotyka to, że Wiśni nie będzie jutro ani we wtorek, i nie wiadomo, kiedy będzie. a wkurza mnie to, że się do mnie nie oddzwania! że niby co? jak ja nie oddzwaniam, to od razu można wice wersa? jedyne tel rozmowy, jakie lubię, to z Wiśnią. bo nawet z przyszłym byłym nie zawsze. ale nie to nie:p
Found at: FilesTube - Megaupload search



ps. proszę zauważyć białe i czerwone wstążki w obrazku nr 1. ha;)!

2010/04/16

me feelin homely!

jeśli pierwsze przesłuchanie "what would i want? sky" potrafi wywołać euforię, głęboko wewnętrznie uspokoić, a wręcz u-pokorzyć (od wywołania pokory i dystansu, you're not the only), a na dodatek wtłoczyć w lekką depresjo-konfuzję, i wszystkie te uczucia przeplatają się jak w warkocz, czy to oznacza, że coś ze mną jest nie teges, twisted sister, czy może autorzy są nawet nieźli?
chytre, żeby umieścić na ms ten utwór jako pierwszy, z mojego punktu widzenia. bo ja już mam, co chciałam. z ich punktu widzenia, o ile mieliby na myśli chęć zapoznania jak największej ilości osób z jak największą ilością swojego materiału, to obsuwa w czasie będzie, jeśli chodzi o jedną jednostkę. zatrzymałam się na tym. wystarczy na razie. utalentowani panowie riplej. ripley. riplay. replay. and again.

~~
me feelin homely, bo E.T. go home. bo ponieważ odwołali wszystko. i nie będzie niczego! i jedziemy z Brackim do domu.
muszę też obciąć włosy wreszcie, z tego samego powodu, że feeling homely;)

2010/04/15

nothing to cry about


"I Will Follow You Into The Dark"

Monkmus | MySpace Wideo


wklejam od czapy, dla Wiśni oczu.
tak se myślę, że jeśli kiedyś będę dla kogoś naprawdę dobra, to mu - komuś tak zaśpiewam.


post scriptum

2010/04/13

najważniejsze święto

Found at: FilesTube - Megaupload search


czarny jest u nas oficjalnym kolorem żałoby. ja jestem w środku chińska, bo dużo bardziej - biały, w kontekście. mocniej dotyka, bardziej oddaje. nie wiem czemu? kości? czystość? pustka i nicość? u mnie biały. czarny zakrywa, biały odsłania, otwiera...
wiesz, Wiśnia. chyba naprawdę żałuję teraz, że nie obcięłam wtedy włosów. chyba tak jest rzeczywiście, że pewne gesty mogą bardzo pomagać w przejściach, rytuały, przecież po to są. i jest na nie odpowiedni moment. teraz nie ma nawet o czym mówić, ale jednak żałuję.
ile odpowiednich momentów, na różne rzeczy, przegapiłam?
jak tylko usłyszałam, że pogrzeb ma się odbyć w krk na Waflu, myślę: ?czemu? nie pasuje mi to. co oni mają do krk? dziwne. no zobaczymy.
chyba z godzinę po tym dzwoni Wiśnia:
- tylko się nie wkurzaj, dobra? nie klnij.
- ...? m?
- nie przyjadę do krk.
- ...
- ale to tym razem nie korpo, tylko krk, przez ten pogrzeb, odwołali konferencję, bo przez tych wszystkich pewnie, co mają do was przyjechać.
- ...na kiedy przesunięte?
- czerwiec.

nie klęłam, słowo daję. przynajmniej na początku.
:(

you'll never fumigate the demons, no matter how much you smoke

[^Bracki w to nie wierzy. mama też nie wierzyła:) a ja, no cóż, trudno się nie zgodzić, ale czasem jednak dymek pomaga. a o Wiśni, która nigdy nie miała papierosa w ustach, w ogóle nie mówię. ]

a mama chciała, żebym była dziennikarką. i tak sobie właśnie pomyślałam, że dobrze, że nie próbowałam, bo musiałabym wtedy pewnie od razu coś napisać albo powiedzieć. a jak widać, nie taka moja natura, żeby szybko przemyśliwać. złościłam się, ale staram się teraz tylko czekać, nie czytam już niczyich komentarzy (bo to one mnie złoszczą), tylko czekam. na swój czas.

~~mimo wszystko
cieszy, aż mi serce spuchło z radości:
1) Wiśnia przyjeżdża już za tydzień do krk!!!
2) Wiśnia oblała mnie miodem, akacjowym, lipowym, wrzosowym, uniosła mnie słodką od wzruszenia pod niebo wczoraj; i za przyczyną kilku kliknięć i uiszczenia opłaty dostanę część swojego dzieciństwa pocztą do domu. ja się tak nie wzruszam normalnie, Wiśnia poświadczy, nie, żebym była zimną, za przeproszeniem, samicą psa, ale jednak nie. no i czasem tylko mięknę jak biszkopt w tiramisu, potem się rozpływam i zamieniam w sentyment.
kocham te bajki. trochę się spłukałam znów, nie bardzo kojarzę jak, ale to już trudno, więc uiszczę wkrótce, potem pani Asia zapakuje i wyśle, i ja odbiorę i albo od razu poleci Sierotka Marysia/Rymcimci(m)/Wedel albo w strachu, takim, jak to jest zawsze, gdy się na coś (czegoś powrót) długo czekało, i jak już to jest, to nie ma się pewności, czy coś nie zostanie na zawsze zniszczone, odłożę na półkę, i poczekam. nie, chyba to pierwsze.
bo Narnia za drugim razem się zniszczyła. nie doszczętnie, ale jednak nie było tak, jak powinno było być. może to tak Lewis poczarował, że się rośnie naprawdę, i powyżej pewnej granicy lat już nie można tam wejść tak samo. ale te dźwięki? one są chyba tak głęboko, że się nie dadzą zniszczyć.
Wiśnia mówi: aaaa, to trzeba było od razu zapytać starszej siostry! jak zaczęłam opowiadać, jak staliśmy z Brackim w kuchni i śpiewaliśmy "łakocie tu, łakocie tam, aż ślinka leci, mniam, mniam, mniam", nie umiejąc sobie zupełnie przypomnieć, co to była za bajka. no, trzeba było zapytać. chciałabym tylko jeszcze odnaleźć w domu te kasety.
~~
ciężki tydzień się szykuje (tak, wiem, Wiśniu, że się już zaczął był dzisiaj;p), zakończony zapewne triumfalną prezentacją na seminarium, tak. i może Vladimirską. może jeszcze jakieś Modliszki złapię, bo tęskno już do nich...
a, odpowiadając na Twoje Misiu Duży obawy, czy aby nasz pupilek majspejsowy najświeższy nie zacznie gwiazdorzyć niczym różne gwiazdy, to nie ma się co martwić, bo: 1) rozpadli się Dust Bunnies, tzn. część się porozjeżdżała po świecie, i jako tacy nie grają już, nad czym ubolewam, bo oczywiście znów coś mi umknęło sprzed nosa, jak, nie przymierzając, zając (ileż tu wieloznaczności!;p); 2) gdyby się nie byli rozpadli, to i tak nie sądzę, gdyż ponieważ robią sympatyczne wrażenie osób normalnych:) i wielce pochłoniętych muzykowaniem, znaczy konkretnie przynajmniej ta spokespersona (polecam filmową!), z którą "rozmawiałam", a bycie pochłoniętym, jak wiadomo, zajmuje czas i energię, więc się nie gwiazdorzy wtedy. chyba.

więcej nie pamiętam z tego, co chciałam napisać. pamiętam, że miałam machnąć biografię. więc się niniejszym dam pochłonąć. też.

2010/04/09

Z pąwiąsząwaniem urorurodziurodzin, Wiśnia!

bo się nie umiem dodzwonić...

it was important to me, to find that song

polecanki cacanki herbaciane: dilmah arabian mint tea with honey. wbrew pozorom, to nie mięta, tylko najprawdziwsza czarna cejlońska ambrozja z nutkami. mniam. moja ulubiona ostatnio, jako rarytas, bo strasznie droga, choć złapana w promocji przedświątecznej, chyba.
~~
no to może historyjka o libertynach. a propos odwołanego, tj. przesuniętego z przyczyn natury technicznej, ciekawe jakich dokładnie, koncertu Doherty'ego. pamiętam to dobrze, rajska 888, no dobra, to akurat było przy innej ulicy, ale pamiętam usłyszenie w Radio kawałka.wpadł w ucho, snuł się po głowie, ale nie został opatrzony żadną etykietką, tytułem, autorem, zero konkretu. no i tak jakieś 4 czy więcej lat niewiedzy wypełniane od czasu do czasu poszukiwaniami prowadzącymi do np. "it ended on an oily stage", bo jedyne, co kojarzyłam, to że kawałek miał stosunkowo długi tytuł*, był angielski, i coś tam było z końcem. nie bardzo rozumiem, dlaczego ten stan zawieszenia w głowie nienazwanych dźwięków tak długo aż trwał. (jak ważna jest nazwa, pojęcie, dobrze określone, precyzyjne pojęcie. ścisłe. "angielska piosenka o długim tytule" - co z tym uczynić? ach, język, język określa wszystko! koniec dygresji.)
w okolicach przedsesyjnych, styczniowo-lutowych, wpadłam wreszcie na odpowiedni link, prawdopodobnie przez jakieś yt related, ale teraz już doprawdy nie wiem jak. dosyć niesamowite, jak się takie uczepi, jak psiego ogona, i nie puści, i dzwoni, ale nie wiadomo, w którym (w krk jest chyba z dwieście kościołów, no, czy 120, jak rzecze wiki), nie jest sobie w stanie człowiek przypomnieć dokładnie i dopiero, jak usłyszy:
Found at: FilesTube - Megaupload search
eureka, uf.
i się potoczyła z lekka spóźniona fascynacja dobrą piosenką spod pióra i z ust młodego człowieka, swego czasu doprawdy uroczego, i jego kolegi bełkotliwego Carla (kto go zrozumie po ang?). teraz to różnie bywa i z urokiem, i z kolegostwem, zdaje się, i zasadne pytanie, what became? podobno będą się bratać znów do muzykowania.
Barata z Dirty Pretty Things poczynania nie są tak (mnie) powalające jak Piotrusia Pana solo/z Babyshambles, choć pewnie i jest ten pierwszy lepszym muzykiem, itd., ale być może brak mu piosenkowego polotu, błysku, którym błyszczą spod warstwy syfu Pana Ćpuna jego przyśpiewki. no może, nie znam się, może to tylko moje gusta żądające wiecznie jakiegokolwiek humoru i przymrużenia oka, a takie Piotruś sprawia na mnie wrażanie, nawet, jak nie ma tego na myśli. Barat miał ponoć zawsze (czy dalej ma?) ambicje aktorskie, nie wiem, co tam teraz piszczy na ten temat w londyńskiej trawie, ale nie przeczytałam ani jednej pochlebnej recenzji tuż po premierze tego czegoś, w czym grał. nie dlatego, że nie chciałam, ale że nie było. heloł? on nie umie nawet dobrze mówić... czy to jest odwaga, samozaparcie, żeby sięgać po rzecz niedostępną? czy to jest kwestia perspektywy, tj. braku dystansu?("it's just like he's in another world, he doesn't see the danger on show" , he'll end up like Joseph in the critics' hole, he's impossible;)). trochę mi się kojarzy z większością uczestników idoli. czy to jest może bycie celebrytą w pozornie ambitniejszym wydaniu? machnę sobie sztukę w teatrze, teraz już mogę, a przecież zawsze chciałem ("tell me what can you want now you've got it all"). fajnie. ja też zawsze chciałam być gwiazdą roka czy tam poezji śpiewanej, w sumie, dlaczego nie poszłam nigdy do jakiegoś "mamtalentu"? no ale dobra - nie wiem.
dla odmiany znów, Doherty coś namalował, własną krwią. błe - "it's not right for young lungs to be coughing up blood", sam mówił.
osobne ich działania, może i można by powiedzieć, że nie są tak spektakularnym aplauzem przyjmowane, jak rozpadły zespół, zdaje się, był. ale czy nie jest powiedziane, że dwa razy do rzeki nie teges? nie widzi mi się jakoś, że coś wyjdzie z tego bratania; ale co tam, nawet jak nie, swoje na polu, pianego przez enemy (NME) i pewnie inną poważaną w środowisku prasę (nie znaju), odradzania grania gitarowego zrobili, to moim skromnym zdaniem, po co się mają jeszcze raz schodzić?
(swoją drogą, co i rusz ktoś, według kogoś, odradza to pank, to srank, to elektro, to indi, to nie wiem, italo disco? na "genre" też się nie znam. i czasem nawet to jest prosty opis w miarę obiektywnie stwierdzalnego faktu. czasem nie, czasem kaczka. koniec dygresji.)
enyłej, proszę sobie wyobrazić jednak radochę, jaką sprawiło mi ostateczne dotarcie do 1) wiedzy, że to jest tym, 2) samego utworu... no sporą. jak nowe, wygodne buty.
hm. w sumie tu krytyka, że ćpun, tu - że żaden aktor,"they'll never forgive you but they wont let you go", ale niech mnie ktoś przekona, że te piosenki są złe, że nie są genialne, jak Beatlesi** i płyta Kłębków Kurzu.
sentymenalnie, już po rozpadzie, czy oni mówią: dream a little dream of us reunited?





*najnowsza płyta Mew nosi tytuł: No more stories are told today I'm sorry They washed away No more stories The world is grey I'm tired Let's wash away.

** nie mam na myśli zrównania, bo to jednak nie ten stopień wyrafinowania, tylko prostą analogię.

new shoes, old blues

komunikuję Wiśni, że wreszcie kupiłam buty. ona na to: opowiedz.
no takie, jak miałam, takie trampki, moje ulubione.
Wiśnia: a, do chodzenia.
noo...

2010/04/06

...and you will know them

[już jestem zdrowa z braku internetu na powrót. były "złota rączka" naprawił ten *****(dowolny, adekwatny przymiotnik) ruter, czy co to jest, to diabelne urządzenie.]

nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam, a co więcej – jadłam – takie ilości jedzenia i ciasta. oto tyję na wiosnę i lato, w samą porę.

Found at: FilesTube - Megaupload search

Michał Smolicki* jest kreacjonistą. dowód na tapczanie, jak na dłoni. nie wiem, czy ma rację on co do płyty, ale zainspirował mnie do odgrzebania z czeluści przepastnych zbiorów o średnicy 12, wysokości kilkunastu cm i formacie mp3, zespołu o najprzedniejszej nazwie: …And you will know us by the trail of dead. jedyne, co pamiętam sprzed tych paru lat ich autorstwa to „mistakes and regrets” (z innej płyty), tym się faktycznie leczyłam z kogoś, kto to był wtedy? [a. wiem. Wiśnia, pamiętasz, lubiłaś go, i to nawet po całej aferze! wyrzut!] nie poznałam jak dotąd mocniejszego, bardziej przepełnionego żalem prosto z trzewi kawałka - a przynajmniej tak go właśnie pamiętam; krótko i zwięźle, wprost, wszystko, i tylko to, co trzeba. łał. godlike genius. za przyczyną więc krasnoluda poodświeżam sobie, także inne rzeczy znalezione przy okazji przeszukiwań, jak American Analog Set, który pamiętam, że zrobił na mnie ówcześnie wspaniałe wrażenie cudnej harmonii, potem został wciśnięty w przeprowadzkowe pudła, czy coś, i tak się uśpił na długo. więc hedfołns i plej, zanim się zacznie najprawdziwszy czyściec uczelniany, za wszystkie grzechy głupoty, zaniedbania, zaniechania, lenistwa, i chyba przekory – czy to nie jest grzech?


*krakowski crasnal nowojorski; zda się, gatunek niespokrewniony z krasnalami pomarańczowymi wrocławskimi, ale w sumie nie znam – nie wiem.

2010/04/04

mazurek z gorzką czekoladą,



wiadomo, że bez lukru. tak jak w +-, choć trzeba się zalogować. z polecenia znajomych od Śniadania.
masakra. dwudniowy post pt. kilka kawałków pysznego chleba z masłem + herbata, z przyczyn "jakoś nie mam czasu jeść", jest zły, bo się kurczy żołądek, i nie można potem zjeść normalnie. uf. a teraz jeszcze świątobliwy obiad z przyszłym byłym i jego rodziną. mmm, uwielbiam dyskusje przy stole psychoanalityk - tzw. katol - tzw. matka polka - zagubiona, cyniczna młodzież. to jest dopiero soundtrack, szczerze, bez ironii.
no, to świętować, do dzieła. si ju!

2010/04/01

Czwartek, Piątek, Sobota, Niedziela

turystycznie - katolicko - alternatywnie. rozbawiła mnie Twoja wrzuta, ale niby jak inaczej można to to nazwać.
a ja dziś też alternatywnie, ale do alternatywy, co ma te zalety, że mniej ludzi; z cech charakterystycznych, poza fajniejszymi ciuchami, jeszcze łacina i gorsze technicznie muzyczne zaplecze (schola niedomaga), w którym jednak tkwi potencjał*.
kiedy jutro pójdę do Białych, to nie będzie pewnie jak wyciągnąć chusteczki z kieszeni dżinsa, a w sobotę, no to wogle nie ma co mówić, Kościół Katolicki w kryzysie? phi, na pewno nie frekwencyjnym, u OP. nie jestem pewna jak na innych płaszczyznach.
w sobotę znowu będzie alternatywnie, po uprzednim wypiekaniu (Wiśnia help!) i skrobaniu cebulowych jaj. czad. mrrau. ale nastrojowo... z jakiej ja jestem, Wiśnia, biblijnej kategorii? zagubionych owieczek czy zatwardziałych serc? założę się, że w końcu zmięknę i zostanę dewotką.




*ha! jakby ten opis przypiąć do sceny muzycznej? niemal idealny, nie? ciuchy (heheheh), łacina, czasem z zapleczem technicznym problem. ale jaki potencjał.

środa czwartek rano

miałam pacnąć recenzję ku przestrodze o oszałamiającym świcie, tj. koło 7, żeby pasował ten skądinąd świetny tytuł, ale jakoś tak. u mnie, słowo daję, jest rano jednakowoż. Bracki wpadł w środku swojego dnia, tj. ok. 12, zastając mnie w śpiworze zaczął rzęzić: 1) (parafrazując) czemu jeszcze śpię, 2) czemu śpię w śpiworze. 1) spałam zaledwie 6 czy 7 godzin, heloł! a że znów w porach sesyjnych, no hm. 2) bo czekam, aż mi pościel ulubiona wyschnie, taka, jaką Królewna też ma:)
ale czasy, można powiedzieć, dobre, że Bracki od po Św. pracuje dwa dni w tygodniu. czy to znaczy, że będzie majstrował obiadki?
a. nie o tym. skusiłam się wczoraj na seans łóżkowy pt. "środa, czwartek rano" Grzegorza Packa, i nie musisz oglądać tego Wiśniu. miły plastycznie, sugeruje jakieś rozedrganie i moralny niepokój, czy coś, historyjka na udane kino, ale jest tak niedobrze zagrany, jak to młody polski film potrafi. hm. a może to tylko język? może gdyby był po obcemu, nie raziłaby mnie ta sztuczność dialogu i gadania? pomijam, że do niektórych momentów potrzebowałabym napisy. także potencjał tytułu się nie wyrealizował był...
za dużo używam "także"?