2010/04/09

it was important to me, to find that song

polecanki cacanki herbaciane: dilmah arabian mint tea with honey. wbrew pozorom, to nie mięta, tylko najprawdziwsza czarna cejlońska ambrozja z nutkami. mniam. moja ulubiona ostatnio, jako rarytas, bo strasznie droga, choć złapana w promocji przedświątecznej, chyba.
~~
no to może historyjka o libertynach. a propos odwołanego, tj. przesuniętego z przyczyn natury technicznej, ciekawe jakich dokładnie, koncertu Doherty'ego. pamiętam to dobrze, rajska 888, no dobra, to akurat było przy innej ulicy, ale pamiętam usłyszenie w Radio kawałka.wpadł w ucho, snuł się po głowie, ale nie został opatrzony żadną etykietką, tytułem, autorem, zero konkretu. no i tak jakieś 4 czy więcej lat niewiedzy wypełniane od czasu do czasu poszukiwaniami prowadzącymi do np. "it ended on an oily stage", bo jedyne, co kojarzyłam, to że kawałek miał stosunkowo długi tytuł*, był angielski, i coś tam było z końcem. nie bardzo rozumiem, dlaczego ten stan zawieszenia w głowie nienazwanych dźwięków tak długo aż trwał. (jak ważna jest nazwa, pojęcie, dobrze określone, precyzyjne pojęcie. ścisłe. "angielska piosenka o długim tytule" - co z tym uczynić? ach, język, język określa wszystko! koniec dygresji.)
w okolicach przedsesyjnych, styczniowo-lutowych, wpadłam wreszcie na odpowiedni link, prawdopodobnie przez jakieś yt related, ale teraz już doprawdy nie wiem jak. dosyć niesamowite, jak się takie uczepi, jak psiego ogona, i nie puści, i dzwoni, ale nie wiadomo, w którym (w krk jest chyba z dwieście kościołów, no, czy 120, jak rzecze wiki), nie jest sobie w stanie człowiek przypomnieć dokładnie i dopiero, jak usłyszy:
Found at: FilesTube - Megaupload search
eureka, uf.
i się potoczyła z lekka spóźniona fascynacja dobrą piosenką spod pióra i z ust młodego człowieka, swego czasu doprawdy uroczego, i jego kolegi bełkotliwego Carla (kto go zrozumie po ang?). teraz to różnie bywa i z urokiem, i z kolegostwem, zdaje się, i zasadne pytanie, what became? podobno będą się bratać znów do muzykowania.
Barata z Dirty Pretty Things poczynania nie są tak (mnie) powalające jak Piotrusia Pana solo/z Babyshambles, choć pewnie i jest ten pierwszy lepszym muzykiem, itd., ale być może brak mu piosenkowego polotu, błysku, którym błyszczą spod warstwy syfu Pana Ćpuna jego przyśpiewki. no może, nie znam się, może to tylko moje gusta żądające wiecznie jakiegokolwiek humoru i przymrużenia oka, a takie Piotruś sprawia na mnie wrażanie, nawet, jak nie ma tego na myśli. Barat miał ponoć zawsze (czy dalej ma?) ambicje aktorskie, nie wiem, co tam teraz piszczy na ten temat w londyńskiej trawie, ale nie przeczytałam ani jednej pochlebnej recenzji tuż po premierze tego czegoś, w czym grał. nie dlatego, że nie chciałam, ale że nie było. heloł? on nie umie nawet dobrze mówić... czy to jest odwaga, samozaparcie, żeby sięgać po rzecz niedostępną? czy to jest kwestia perspektywy, tj. braku dystansu?("it's just like he's in another world, he doesn't see the danger on show" , he'll end up like Joseph in the critics' hole, he's impossible;)). trochę mi się kojarzy z większością uczestników idoli. czy to jest może bycie celebrytą w pozornie ambitniejszym wydaniu? machnę sobie sztukę w teatrze, teraz już mogę, a przecież zawsze chciałem ("tell me what can you want now you've got it all"). fajnie. ja też zawsze chciałam być gwiazdą roka czy tam poezji śpiewanej, w sumie, dlaczego nie poszłam nigdy do jakiegoś "mamtalentu"? no ale dobra - nie wiem.
dla odmiany znów, Doherty coś namalował, własną krwią. błe - "it's not right for young lungs to be coughing up blood", sam mówił.
osobne ich działania, może i można by powiedzieć, że nie są tak spektakularnym aplauzem przyjmowane, jak rozpadły zespół, zdaje się, był. ale czy nie jest powiedziane, że dwa razy do rzeki nie teges? nie widzi mi się jakoś, że coś wyjdzie z tego bratania; ale co tam, nawet jak nie, swoje na polu, pianego przez enemy (NME) i pewnie inną poważaną w środowisku prasę (nie znaju), odradzania grania gitarowego zrobili, to moim skromnym zdaniem, po co się mają jeszcze raz schodzić?
(swoją drogą, co i rusz ktoś, według kogoś, odradza to pank, to srank, to elektro, to indi, to nie wiem, italo disco? na "genre" też się nie znam. i czasem nawet to jest prosty opis w miarę obiektywnie stwierdzalnego faktu. czasem nie, czasem kaczka. koniec dygresji.)
enyłej, proszę sobie wyobrazić jednak radochę, jaką sprawiło mi ostateczne dotarcie do 1) wiedzy, że to jest tym, 2) samego utworu... no sporą. jak nowe, wygodne buty.
hm. w sumie tu krytyka, że ćpun, tu - że żaden aktor,"they'll never forgive you but they wont let you go", ale niech mnie ktoś przekona, że te piosenki są złe, że nie są genialne, jak Beatlesi** i płyta Kłębków Kurzu.
sentymenalnie, już po rozpadzie, czy oni mówią: dream a little dream of us reunited?





*najnowsza płyta Mew nosi tytuł: No more stories are told today I'm sorry They washed away No more stories The world is grey I'm tired Let's wash away.

** nie mam na myśli zrównania, bo to jednak nie ten stopień wyrafinowania, tylko prostą analogię.

2 komentarze:

  1. Nie możesz Misiu iśc do mamtalenta bo nie masz telewizorni, co cie ałtuje. pank sie nie odradza, gdyz Malcolma brakło własnie, czym mnie Mann zbudził. Nawet nie próbuj mi mówic, że MAlclom ci nieznany...
    Byle Kłębki nie zaczęły gwiazdorzyć w stylu przytoczonym angolskim, bo, jak przytoczyłas rozlegle powyżej, artystycznie się potem kiepści....

    OdpowiedzUsuń
  2. A w sumie to popatrz na mnie: bez rytmu, na nogach lewych dwu, a sie tanczyc naumiałam, i to całkiem miło dla oka. I co? czasem jak sie człowiek uprze to mu wychodzi. No, tylko ja sie nie pcham na celebrytowanie.

    OdpowiedzUsuń