oto się odnalazłam. chronologicznie odwrotnie: z koncertu Myslo. nius: 7 kwietnia wchodzą do studia nową płytę nagrywać. ooo...Rojek jest dziki, ależ go rozrywa energia. aż nawet padł na glebę na początku samym:) ładnie, głośno, światła grały po oczach, dzicy fani zaśpiewali całą...chyba to była "długość..."...ale głowy nie daję, bo jakoś krążyłam ponad tym i teraz nie odpomnę no i nie jestem ekspertem w "nowym" Myslo. a propos koncertów. kultura jednakowoż tańca (łot? hm) w Polsce kuleje - można rozumieć dosłownie. ja sama bujam się zaledwie, ale przynajmniej do rytmu, ludzie, do rytmu.
wcześniej, wróciłam po wielokroć z uczelnianych zajęć oraz z wpadania korytarzowego między onymi na nowy obiekt zawieszania oczu na. typowy dla Blondie: młodszy, rozczochrany, słodki uśmiech, no i nie poznany - ale let it be, words of wisdom. let it be (nie poznany), ponieważ usłyszałam, iż "weszedł"...ale z drugiej strony, każdy się może przejęzyczyć (tudzież inne błędy popełnić - patrz akapit niżej), a może to na mój widok mu stanął mózg i zaniemógł gramatycznie? taa... romans wisi w powietrzu, ale wypadało by zakończyć poprzedni. i wyższy odpowiednio w stosunku do Blondie. On, znaczy się. Wiśnia, dzięki pewnej niewątpliwie zalecie tzw. społecznościowego portalu mogła była orzec: ładniutki taki, oraz: no tylko mu gitarę przyczepić, słowo daję, a ma akcent? - że niby dostrzegła podobieństwo do niedoszłego idola, pana D., którego pieśń rzewna przywołana zostanie ciut później dziś. ależ to się wszystko łączy i przeplata...
wcześniej, z parapetówki, co mną wstrząsnęła z powodu zmieszania. NIE MIESZA SIĘ McDreamy z winem i wiśniówką - z całym szacunem dla Wiśni, ale nie.
w różnych międzyczasach wracałam także ze spotkań zaległych z różnymi Modliszkami. dobre. i z przyobiecaniem powtórek. jedna Modliszka mi została na przyszły tydzień, to też będzie fun:)!
wcześniej, z Wro. nie padł rekord filmowy. ale to nic, nic, wszyscy się starzeją, a nawet niektóre żyjątka starzeją się kategorycznie, czasem w paszczach innych żyjątek. na początku, troszkę się śmiałam z sytuacji, a także powtarzałam "a nie mówiłam?"(jeju, może wykrakałam?), nie przepadałam za Małym Gryzoniem; ale potem, przysięgam, "poważna jak Hektor na polowaniu" (Wiśnia, all rights reserved), wzruszyłam się i było mi smutno. a Wro znów za jakiś miesiąc, jak plotka niesie oraz wróble świerkają marom patagońskim. czy coś. także powtórka z pięknych wakacji wkrótce, jeśli operujemy perspektywą czasową właściwą dla wiśnio - blond widzeń.
a jeśli się rozchodzi o to, że już nie słyszę muzyki od jakiegoś czasu, to zostaliśmy umówieni przez siebie na jutro, tj. dziś, tylko za dnia, na rozmowę poważną, bo to okrutne nie mówić tak długo, co w środku piszczy. zaczęłam się podejrzewać, że brak jakichś większych emocji na temat u mnie jest oznaką jakiejś niezidentyfikowanej choroby. duszy, a może nawet i ciała. (A! na Myslo dziewczę jakieś miało koszulkę z napisem "cure my heart doctor house", padłam z rozpuku:D; została ona moją mentalną psiapsiółką, nosicielka koszulki.) do rzeczy. tak to postrzegam: zapadłam na swoiste uwstecznienie, chyba emocjonalne, cofkę rozwojową, poprzednie stadium, niektóre (jakieś....) zwierzęta tak potrafią czynić, ale one chyba mają jakiś cel, przetrwanie, czy coś takiego. baardzo ewidentnie odwracam się od ciężkiego tematu przemyśleń o, znowu czekam, aż się samo zrobi. mam nadzieję, że błędnie wyobrażam sobie sytuację jako alternatywę dobro - zło szeroko pojęte i o nieprzewidywalnych konsekwencjach; tylko nawet, jeśli alternatywa jest prawdziwa, to jak można wybrać opcję pierwszą, kiedy tej muzyki NO LONGER! i nie wie się, jak ją znowu usłyszeć. można tak z chcenia? tak to widzę teraz, bo nie biorę pod uwagę, że być może opcja pierwsza nie wyczerpuje się dla mnie na tym jednym człowieku, jest to przecież możliwe. a po konsultacji z prywatnym doktorem Housem, okazało się, że myślimy podobnie o mnie - że może przerwa na kolegowanie się byłaby dla mnie dobra, jeśli celem miałoby być przywrócenie słuchu. momentami mam wrażenie, że sama sobą manipuluję tak, to znów na opak. czy nie może być prosto: tak albo nie? na razie jestem na nie. ale to nie znaczy, w żaden sposób, że nie mogę z czasem dojrzeć do tak, no nie? no nie? no. od kiedy skacze mi świadomie i słownie po neuronach faktyczna, nieodległa możliwość zakończenia obecnego związku, czuję się jakby lepiej, wolniej, śmielej; znak, że czas na zmiany, prawda? łatwiej uciąć, zamiast rozplątywać i zaplatać na nowo, to, co nie pasowało. jeszcze trzeba by się dowiedzieć, co nie pasowało. a jak to u Blondie, brak chęci się dowiadywania. tylko go ahead, zostawić za sobą. także się ja chyba zepsułam po prostu.
Lemur pyta: dzieci nie macie, to o co się męczyć? Well...póki nie wiem o co, to chyba z tego "męczenia" nic nie wyjdzie, muszą mi te klapki z oczu spaść. dobra, zaczęłam się stresować, jak przed egzaminem ustnym, więc nic mi w głowie nie gra. gra wokół głowy to:
Found at: FilesTube
może nie tak zupełnie od czapy.
~~
wielkie zaległości w odnoszeniu się do Wiśni zostaną nadrobione. a jak nie zostaną, to znaczy, że mam gigantycznego kolosa w poniedziałek, bloody monday...
Czyżby Myslovitz zaprzestało bycia nudnym?
OdpowiedzUsuńJa tez chcę koszulkę o doktorze!!! Na mem ponętnem biuście się będzie prezentować filozoficznie, dontjufinksoł?
Zostało ponad wszelką wątpliwość ustalone, że mówienie przez osobę męskiej płci "weszłem" powoduje powstanie libido żeńskiego o wartości mniej niż zero.
Wiesz, uważam, że zgadzam się raczej z Lemurem, ale biorąc pod uwage blondiowe sirkumstance, podtrzymuje stanowisko dr House'a. Natomiast przestrzegam, że go ahead, mimo wszelkich zalet, bez dowiedzenia się why, się mści. Zostaje się jak Wiśnia, z wytartym tygryskiem. Co mi teraz z wiedzy dlaczego, jak mnie nikt nie chce?
Aha. Młodsi kłamią, co zostało dowiedzione. co prawda potem sie rehabilitują w pocie czoła i próbują historia zatoczyc koło, ale Wiśnia ma sceptycznego dystansa. więc bądź ostrożna.
Aha. Zdjęcie ładne, ten cukier z McD nadaje smaczku współczesnego, postmodernistycznego kontrolowanego kiczu w całej zrównoważonej kompozycji. Ciekawam, co w kubku :-D
OdpowiedzUsuńoczy mie się kleją, ale z (wątle się tlącego) poczucia obowiązku: jakim kubku? to takie srebrne to kawałek połamanych słuchawek, a kompozycja zrównoważenie przypadkowa:) tak mniej więcej wygląda teraz moje biurko, skoro naukę zaczynam jutro dopiero, nie? powtórne zdj na czystym tle nie zrobiły na mnie tak miłego wrażenia:) tak. cukier z wszelkiej wynośnej kawy po torebkach, plecakach, szufladach, zapasy na czarną godzinę, toć nigdy nie wiadomo, czy się nie sprzyda:)
OdpowiedzUsuńkoszulka miała napis na plecach:p wyglądała na twórczość własną nosicielki. a propos: pożycz kiedyś tej filozofii po hałsowemu. coś napiszę jeszcze jutro, jak wrócę z botanicznego:)