zostałam, niechcący zapewne, wywołana do tablicy, więc korzystam z okazji. CZEBA mieć suchawki abo głośniki z bobasami. bez tego nie ma po co włanczać, bo nie ma efektu i się nie zrozumie. to tak jakby czytać Biblię bez tych przypisów na dole.
mi jest brak słów na ową prawie perfekcję. bo pamiętacie feist? bo to jej. a młody chłopak robi furrorę, nie wiem, czy po całości słusznie (raczej nie, ale sza!niech ma swoje pięć minut), natomiast niezależnie od wszystkiego, ten kawałek jest jego kamieniem węglowym w moim party-neonie, nawet, jeśli to będzie jedyny kamień. kropka, period.
ale co to ja chciałam...a bo robią mi się zmarszczki, trzeba będzie zmienić mejkap, czy co...stara już jestem, a ciągle jeszcze siedzę pod różnymi przykrywkami - i nie do końca wiem, czy należy nie mieć warstw, jak osły, czy mieć, jak ogry. no ale ogry są jak cebula...i som nieszczęśliwe i się męczą ze sobą. ja się właśnie męczę, ze sobą, z pracą, ze sobą, ze sobą, z pracą, ze sobą, z Brackim, z Sisem, ze sobą. a może ogry z czasem stają się jak tort? wszak there's a limit to everything, good or bad. póki co, i don't know about my dreams, i don't know about my loving anymore, all that i know is i'm falling, might as well fall in...
The Wilhelm Scream by waveofsounds
ps.cokolwiek zastanawiający może być mój nagły zwrot ku irytującej elektronice w wersji minimalistycznej, ale słyszycie ten głos chyba? so all that i know i might as well fall in:)
Z sisem się męczysz?! Idź!!
OdpowiedzUsuń